27 sierpnia 2015

Napady żarłoczności.

Chodzę nerwowo po pokoju. Powinnam jak najszybciej wyjść z domu, zabrać tylko klucze i uciekać! To się zbliża. Nie chcę, nienawidzę, błagam, aby odeszło. Za późno. Stało się. Kolejny raz poczuje się jak gówno. Biegnę do kuchni, otwieram lodówkę i wyjmuję coś co lubię. Jem to. Okey, skończyłam. Wracam do kuchni po raz kolejny. Znowu wybieram coś co lubię jeść. Powtarza się to do momentu, aż skończy się moje ulubione jedzenie. Potem idę do kuchni i wybieram coś czego normalnie bym nie zjadła. Jem, jem, jem, jem, jem. Normalny człowiek już dawno byłby najedzony. Wiem to, bo czuję jak mój żołądek jest już zapełniony. No, ale to nie koniec, to byłoby zbyt proste. Dalej jem. Robi mi się niedobrze, mam wrażenie, że żołądek zaraz mi pęknie, jest tak cholernie mocno rozepchany, brzuch mnie boli, w sumie to wszystko mnie boli. Jest mi niedobrze, chce mi się wymiotować. Kładę się i staram się nie ruszać, aby jak najmniej mnie bolało. Leżę tak jakiś czas, ale nadal czuję ten cholerny głód! Wstaję i zaczynam znowu pakować jedzenie do ust. Wszystko się powtarza. Znowu te okropne uczucia i leżenie. Jest tak jeszcze kilka razy, chyba, że mam naprawdę dobry dzień. Po wszystkim staję przed lustrem i podciągam koszulkę do góry. Ciąża spożywcza. Czasami piąty, czasami szósty miesiąc, czasami są też i bliźniaki. Na końcu języka mam krótkie kurwa. Znowu to samo. Jaka jestem żałosna. Dlaczego nie potrafię się kontrolować? Zadaję sobie pytanie. Jesteś zadowolona? Wyglądasz jak wieloryb. Chce mi się płakać, ale łzy nigdy nie lecą. Stoję tak przed lustrem jakiś czas. Oglądam się z każdej strony i z sekundy na sekundę jestem coraz bardziej załamana. Dlaczego nie potrafię się kontrolować? Przecież to proste. Kiedyś potrafiłam. Rano śniadanie, potem obiad i kolacja. Tęsknię za tamtymi czasami. Wszystko było o wiele prostsze. Mam okropne wyrzuty sumienia. Nie chciałam przecież zjeść ani jednej z tych rzeczy, które zjadłam. MUSZĘ SIĘ TEGO POZBYĆ. Zwymiotować? Cudowny pomysł! Idę do łazienki i biorę miskę, napuszczam do niej trochę wody. Sama nie wiem dlaczego. Ręce mi się trzęsą, puls przyspiesza, jednym słowem denerwuje się. Patrzę na swoje odbicie w lustrze. Nie! Nie mogę! Nie dam jej tej satysfakcji. Pierdol się Mia. Nie zrobię tego, nie namówisz mnie. Będę walczyć. Może i jestem słaba, ale za to cholernie uparta. Próbuję zająć się czymś w domu. Nadal czuję się obrzydliwie. Próbuję o tym zapomnieć. Ona mi nie pozwala. Idę do mojej skrytki i wyciągam magiczne tabletki. Na opakowaniu pisze, że powinnam wziąć 2-3 tabletki, ale przecież tyle zjadłam. Cholerna gruba świnia. Boże tyle jedzenia, tyle kalorii. Nie chcę być gruba. Chcę być tylko chuda i dobrze czuć się we własnym ciele. Czy to tak wiele? Wysypuję tabletki na stół. Zaczynam liczyć do dziesięciu. Resztę odkładam do pudełka. Połykam wszystkie za jednym razem. Wysypuję je jeszcze raz. Tym razem biorę piętnaście. To powinno zadziałać na pewno. Jestem uzależniona od tych magicznych tabletek. Wpadam w panikę, kiedy ich nie mam albo nie mam pieniędzy na nowe opakowanie. Zawsze staram się mieć zapas w razie czego. Od kilku miesięcy zdarzyły się dwa, może trzy dni, kiedy ich nie wzięłam. To uzależnienie jest gorsze od papierosów. Próbuję nie brać tych tabletek, ale nie potrafię. Nie daję rady nawet zmniejszyć dawki. Mam ochotę tylko ją zwiększać, brać coraz więcej i więcej, wszystko po to, aby być chuda. Przecież to nie ma kompletnie żadnego sensu. Po co? Po co mam to wszystko robić i się krzywdzić? To nie ma sensu. Chcę być zdrowa, żyć z całych sił i cieszyć się każdym dniem, a nie tracić czas na oglądanie się w lustrze i czytanie każdej głupiej etykietki z informacjami o kaloryczności i składzie produktów. To strata czasu, niepotrzebne czynności. Przecież, kiedyś tego wszystkiego nie robiłam, nie musiałam i teraz nie muszę, byłam zdrowa i szczęśliwa! Cały żart polega na tym, że nie potrafię przestać. Czytanie artykułów w internecie o tych wszystkich skutkach ubocznych, mdlenie i siniaki na kości ogonowej o tych wszystkich upadków, w ogóle siniaki wszędzie od najdrobniejszych uderzeń, zawroty głowy, uczucie zmęczenia w mięśniach, okropny ból w każdej części ciała, problemy z koncentracją, pamięcią oraz w utrzymaniu równowagi, puszczająca się krew z nosa, drażliwość, wypadające włosy, taka słabość, że czasami z trudem utrzymuję dwulitrową butelkę z wodą, a o otwieraniu jakichkolwiek słoików mogę zapomnieć. Jest też pełno innych złych czynników, z którymi zmagam się na co dzień. Pomimo tego wszystkiego postępuję tak dalej. Z dnia na dzień czuję, że jestem coraz bliżej śmierci i to nie wina upływającego czasu. Czasami mam prześwity zdrowego rozsądku, więc jeszcze nie wszystko stracone. Chcę walczyć, chcę żyć normalnie, chcę być po prostu szczęśliwa.
Więcej moich zdjęć znajdziesz tutaj: www.facebook.com/poppymiauczak

25 komentarzy:

  1. Ja to sobie tak czasem myślę, że lodówka powinna być na kod pin ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam twojego bloga, trzymam kciuki za Ciebie <3 !

    OdpowiedzUsuń
  3. Modlę się za Ciebie :) wierzę, że kiedyś będziesz się czuć lepiej

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam pojęcia co napisać. Najłatwiej byłoby nic, ale to uchylanie się przed zabraniem głosu w tak istotnej sprawie, która męczy całe mnóstwo ludzi. Można byłoby też napisać "trzymaj się" lub "powodzenia", ale takie komentarze są poniżej wszelkiej krytyki, to tak jak napisać "nie rozumiem o czym piszesz". Nigdy nie cierpiałam na bulimie, na anoreksje, ale też mam jakieś tam problemy z odżywianiem, też martwię się, że mogę przytyć... Nie powiem, że wiem co czujesz, ale choć trochę rozumiem ten proces wewnętrznej walki... Widać, że się starasz, że rozumiesz, że to co robisz jest złe. Mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie taki moment, że poczujesz się wyzwolona i bulimia zostawi Cię w spokoju. Trzymam za to mocno kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Poppy, przesyłam pozytywną energię x

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż mnie coś ścisnęło za gardło, kiedy czytałam... ale Kochana, dopóki CHCESZ, jeszcze nic nie jest stracone. Mocno w Ciebie wierzę, że dasz sobie radę. Wbrew pozorom masz w sobie mnóstwo siły, nawet, jeśli przez moment o tym zapominasz... Trzymaj się mocno :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dawno mnie tu nie było, jako że miałam przerwę w pisaniu bloga. Mam nadzieję że będzie wszystko dobrze u ciebie i ze wkrótce przeczytam u ciebie przepełnionego radością posta. Gdy walczymy i mamy pozytywne nastawienie, wszystko jest możliwe. Wierzę że tak właśnie będzie. Powodzenia, ściskam mocno.

    OdpowiedzUsuń
  8. Miałam tak ostatnio ale daje radę jak na razie :)

    Dziękuje za komentarz, zapraszam na post z wyjazdu. Każdy komentarz i obserwacja mile widziana ♥ Miłego dnia x
    LIFE PLAN BY KLAUDIA

    OdpowiedzUsuń
  9. Życzę Ci wytrwałości i wiary w siebie! Wyjdziesz z tego, trzymam mocno kciuki. Ściskam mocno i przesyłam MOC!

    OdpowiedzUsuń
  10. Uda ci się pokonać to, głowa do góry!! Polecam filmik Ady z kanału youtube fitdevangel o bulimii. Wymiotując pozbywasz się tylko 40% zjedzonych kalorii
    blog Przygody-Mileny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja wciąż wcinam jedzonko i po mnie nie widać, żebym przytyła :)
    http://sisteerfashion.blogspot.com/2015/08/10-rzeczy-ktore-powinienespowinnas.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  12. Wcale się nie dziwię, bo masz je przepiękne!

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie ma za co! :) Sama prawda :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam nadzieję, że korzystasz z profesjonalnej opieki? Wiem, że chodziłaś do psychiatry - chodzisz nadal? To naprawdę ważna sprawa :) Nie znalazłam tu Twojego e-maila, ale jeśli byś chciała porozmawiać, to napisz do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dodałam Cię o obserwowanych - nie, Ty mnie nie musisz. Piszę to, bo chcę, żebyś wiedziała, że chcę patrzeć co się tutaj dzieje. Chcę patrzeć jak Twoje posty idą w stronę słońca - są jaśniejsze, pozytywniejsze. Trzymam mocno kciuki i wiem, że dasz radę. Wszystko siedzi w naszej głowie. Każdy problem da się jakoś rozwiązać. Wszystko można zmienić prócz śmierci. Masz szansę i możliwości - nie daj się, jasne ? ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeju musisz sobie dać radę, jest wielu ludzi dookoła ciebie którzy w ciebie wierzą,! Walcz z tym, a zwyciężysz! Samo dostrzeganie problemu to połowa sukcesu!

    OdpowiedzUsuń
  17. Bulimia to okropna choroba, trzymam za ciebie kciuki i jestem pewna ze dasz radę. Też kiedyś poprzez jedzenie odreagowywałam stres, na szczęście nie trwało to długo. Nie warto dla kilku sekund pysznego smaku na podniebieniu potem źle się czuć ze sobą i wpadać w kompleksy.

    OdpowiedzUsuń
  18. Śliczne zdjęcie :)
    http://astrall-bloguje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Kochanie, czasami nie widać sensu nie tylko walki z bulimią... Czasami nie widać sensu życia. Na początku nie przekonują żadne skutki uboczne oprócz tych, że każdy napad to tysiące cholernych kalorii, których nie jesteś w stanie się pozbyć nawet w połowie... Ale potem, w miarę postępowania terapii i odkrywania przyczyn choroby, zaczynasz wierzyć w siebie. Próbujesz na nowo pokochać życie. Swoje życie. W swoim ciele. Wreszcie próbujesz zaakceptować ciało. Dostrzegasz, że ono wcale nie jest najważniejsze.i jakimś cudem wygrywasz. Pamiętaj, że dopóki walczysz, masz szansę wygrać. Powodzenia. Przesyłam mnóstwo dobrej energii. Ja wygrałam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Jak to się mówi każdy dźwiga swój krzyż - ja ostatnio nie dogaduję się z moim M. - po zamieszkaniu z nim totalnie się rozczarowałam i nie mogę tego przeżyć a żaden sposób.. nie wiem co mam ze sobą począć i jak ze sobą walczyć, bo nie czuję się szczęśliwa ostatnio ....

    Przeczytałam Twój tekst i powiem Ci, że teraz jest mi wstyd, że się użalam nad sobą - ludzie przecież mają prawdziwe problemy.....

    Trzymam mocno za Ciebie kciuki, żebyś miała te przebłyski coraz częściej :) :*

    OdpowiedzUsuń
  21. wiem o czym mówisz pisząc o napadach.. miałam to samo, tylko że nie wymiotowałam i nic nie brałam.. u mnie to było z jednej skrajności w skrajność : z początków anoreksji do napadów żarcia.. najpierw ważyłam 59 kg, później 42, a później 63.. nie wiem jak to zrobiłam, że sama z tego wyszłam bo próbowałam milion razy i ciągle mi nie wychodziło. liczyłam dni bez napadów i w ogóle to było straszne.. bolący, rozciągnięty żołądek, wpychanie w siebie wszystkiego.. to chyba jakiś cud, że z tego wylazłam, nie mam pojęcia ile już minęło od kiedy jestem 'czysta'. chyba już ponad 3 lata. zrzuciłam 10 kg, a raczej samo mi spadło jak zaczęłam jeść normalnie. i od lat umiem utrzymać tą wagę. czasem jem mniej czasem więcej, czasem zjem czekoladę całą i popcorn, ale nigdy już nie miałam napadu.. trzymam za Ciebie kciuki :*

    OdpowiedzUsuń
  22. Znasz bloga wilczogłodna? Powinien Ci bardzo pomóc :) zapraszam też do siebie, również zaczynam bloga o zaburzeniach odżywiania. Trzymaj się ciepło. Jesteś bardzo prawdziwa w swoich postach i świetnie piszesz. Masakra, że takie świetne osoby muszą się z tym zmagać :(

    OdpowiedzUsuń